nevamarja

napisała o Szeregowiec Ryan

Jeśli coś mnie w tym filmie naprawdę razi, to ckliwy wstęp i równie ckliwe zakończenie. Można to było jakoś inaczej rozwiązać, bez słów najlepiej. Jest tajemnicą poliszynela, że jedyną rolą, za którą cenię Toma Hanksa, jest Forrest Gump więc Hanks też mi przeszkadzał, aczkolwiek mniej niż scena z „Minnesotą” czy ujęcie, w którym Wade opowiada o swojej matce (nic tak nie zabija empatii jak patos). Tyle, jeśli chodzi o minusy. Pod czepianie się Gwieździstego Sztandaru na pewno się nie podłączę. Przypomnijcie sobie scenę lądowania w Normandii (jedna z najlepszych scen w historii kinematografii, bez dwóch zdań) i powiedzcie, że temu amerykańskiemu patriotyzmowi nie należy się odrobina szacunku. Film jest dobrze zagrany (brawa zwłaszcza dla Jeremy’ego Daviesa), genialny technicznie (świetne efekty, kapitalne zdjęcia Janusza Kamińskiego, wspaniały montaż oraz pociągnięty później w „Kompanii braci” przełomowy sposób kręcenia scen batalistycznych) i właściwie nie czuć, że trwa te 169 minut.

Z pewnością ten film zmienił kino jeśli chodzi o zdjęcia scen batalistycznych. Kamińskiemu powinniśmy za to postawić pomnik.

Scena lądowania w Normandii jest niemal identyczna jak w filmie "Beach Red" (1967) wzbogacona jedynie o efekty specjalne.

@wks Dzięki za polecenie filmu. Z przyjemnością go kiedyś obejrzę w całości. Aczkolwiek nie widzę zbyt wielu podobieństw między tymi scenami desantu. No może poza tym, że mowa o desancie z wody i że wszystko się odbywa od lewa do prawa. ;) Spielbergowska sekwencja lądowania w Normandii - jej tempo, natężenie (moment opuszczenia ramp barek desantowych to jedna z najbardziej niesamowitych rzeczy, jakie kiedykolwiek widziałam) i rozwój wypadków to zupełnie coś innego, i to nie tylko ze względu na efekty, choć w przypadku kina wojennego efekty zdecydowanie robią różnicę in plus.