nevamarja

napisała o Jeden dzień z życia: Borys Musielak

„Jeden dzień z życia: Borys Musielak” to film nakręcony w duchu i tempie kina azjatyckiego. Ujęcia w kuchni są świetne, a scena parzenia herbaty to majstersztyk. Unosząca się majestatycznie para, lustrzane odbicia w drzwiach lodówki i w obudowie czajnika, zamyślony Borys wybiegający myślami gdzieś daleko (reżyserka ma prawdziwą obsesję na punkcie jego rzęs; jakiś fetysz, czy co?). Największe atuty tej produkcji to: nastrojowa muzyka, ładne zdjęcia z romantycznie oświetlonymi kadrami (kilka świec, parę lamp naftowych i film mógłby spokojnie konkurować z „Kwiatami Szanghaju”), przyzwoity scenariusz (nie ma dłużyzn, aczkolwiek brak też suspensu, a zakończenie jest ewidentnie zmarnowane) i kapitalne dialogi, dzięki którym uświadomiłam sobie konieczność zapisania się na kurs montażu filmowego i potrzebę udania się do psychiatry (tak jest, ten film zmienił moje życie). Żebyśmy mieli jasność, napisałam tę recenzję wyłącznie po to, żeby się pochwalić przed znajomymi, że oglądam filmy niszowe.

To była kawa.

No trudno, nie da rady tego wyedytować (zresztą spoko, do kina azjatyckiego lepiej pasuje herbata). ;)