Seks po fińsku

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

Z dedykacją dla @bober.a. To skomplikowana i trudna do wytłumaczenia historia, ale gdyby nie on, w życiu nie zaczęłabym pisać długich recenzji.

Zaproponowano mi pójście na pokaz więc poszłam. A skoro poszłam, to się poczułam i teraz kombinuję, jak by tu napisać recenzję filmu o związkach, w dodatku bez spoilerów. No… Więc to by było na tyle. Koniec artykułu. Dziękuję za uwagę.

Nie no, żartuję. Nie ma tak łatwo, nawet jeśli wyjdzie dziwno lub wykroczy poza reguły mojej osobistej dogmy (Lars i Thomas też naginali zasady więc w razie co czuję się rozgrzeszona).

Kino skandynawskie często ląduje w polskich kinach ze sporym poślizgiem. „Seks po fińsku” (powstał w 2009 roku) nie jest więc wyjątkiem. „Haarautuvan rakkauden talo” znaczy mniej więcej tyle co „Dom rozchodzącej się miłości”. W Polsce film ten funkcjonował dotąd pod dwiema wersjami tytułu – „Dom gasnącej miłości” i „Rozwód po fińsku", ale wprowadzając film do kin, dystrybutor zdecydował się na trzeci wariant – „Seks po fińsku”. Zapewne kierowano się przy tym regułą, która mówi, że seks jest w stanie sprzedać wszystko. No cóż… Jest w stanie. Z pewną dozą nieśmiałości (ale tylko z pewną), muszę przyznać, że kiedy przeczytałam zdanie „Wiem, że macie ochotę na "Seks po fińsku"!”, pomyślałam: „Zawsze”. Po fakcie nie jestem już tego taka pewna, ale pierwsza myśl pozostaje pierwszą myślą.

Głównymi bohaterami filmu Miki Kaurismäki’ego są Juhani (Hannu-Pekka Björkman) i Tuula (Elina Knihtilä), czyli rozpadające się fińskie małżeństwo. Obydwoje mają po 30-parę lat, wyglądają na 50-parę, a zachowują się jak 5-letnie dzieci. Większość z Was uważa pewnie, że dzieci są urocze. Ja jestem bardziej krytyczna (owszem, wolę koty), choć przyznaję, że dziecko dziecku nierówne. Tak czy inaczej, z tą parą „przedszkolaków” nie chciałabym mieć nic wspólnego. Płacze, histerie, krzyki, poszturchiwania, złośliwości, fochy, demonstracje i durne gierki. Tak jakby nie można było tego wszystkiego przeprowadzić inaczej. Z pozostałymi postaciami też się trudno zżyć. Pilot, prostytutka, sutener, nawrócony narkoman, boss mafii, policjanci w kryzysie, fińskie wcielenie Morticii Addams i ginekolog erotoman. W czystej teorii brzmi ciekawie, ale wszyscy Ci bohaterowie jacyś dziwni i bez ikry. No może poza sąsiadem – ten jest absurdalnie świetny.

[Ot i rzeczony sąsiad.]

Wspominanego wcześniej seksu jest w tym filmie pod dostatkiem – odwetowy (tego jest najwięcej), udawany, przypadkowy, prokreacyjny, a nawet pogrzebalny (nie mylić z pogrzebowym). Szkoda tylko, że ilość nie przechodzi w jakość i że wszystko to takie śmiszne i niezgrabne.

Muzyka jest nieco infantylna, zdjęcia – zwyczajne, aktorstwo – akceptowalne, reżyseria – przeciętna, fabuła – ani trochę odkrywcza. Śmiać się śmiałam (i myślę, że ten aspekt winduje moją ocenę), ale nie za bardzo umiem powiedzieć, z czego. A może potrafię, tylko wstyd się przyznać, że człowiek śmiał się z niczego.

Chętnie przyczepiłabym się do scenariusza, ale nie jest oryginalny – więc jest problem z zaadresowaniem wyrzutu. Film nakręcono na podstawie powieści Petri’ego Karry „Haarautuvan rakkauden talo”. A że nie czytałam książki, to Wam nie powiem, czy to pisarz tak zapił, czy też scenarzysta obrabiał jego dzieło po kilku głębszych. No ale mniejsza o odpowiedzialność, grunt że pod względem fabuły „Seks po fińsku” to ni pies, ni wydra. Niby obyczajówka, względnie komediodramat, a momentami jakby komedia romantyczna, w dodatku z totalnie absurdalnym (i tym razem to nie jest komplement) wątkiem policyjno-kryminalnym. Co z tego wyszło? Zgadliście – pastisz i film jednorazowego użytku. Wychodząc z kina, czułam się jak po wyjściu z lunaparku. Spróbowałam wszystkiego, ale tak naprawdę nic z tej imprezy nie wyniosłam (swoją drogą, chętnie wyniosłabym z Novego Kina Praha jeden fotel, taki żółty, 12 w 5 rzędzie, ładny jest skubany), no może poza świadomością, jak nie używać gaśnicy i czego nie należy robić po pijaku, wiedzą, że facet nie powinien się wybierać na podryw do baru w bokserkach (zwłaszcza pstrokatych i w śmieszne wzorki) i że POWINIEN zaspokajać kobietę, bo nie godzi się, by tego nie robił. W drodze do domu doszła też refleksja, że związek dwojga ludzi to coś znacznie trudniejszego niż pisanie recenzji (no to teraz po mnie pojedziecie i to równo). I totalnie irracjonalnego, zdecydowanie wykraczającego poza moje pojmowanie rzeczy.

[Więcej kadrów tutaj.]

Recenzja dostępna także na moim blogu.

Zwiastun:

Widzę, że się jednak przełamałaś, i to z korzyścią dla ludzkości, bo po przeczytaniu tak gruntownie uzasadnionego ostrzeżenia nikt już raczej się na tym filmie męczyć nie będzie. ;)

Generalnie to nie jest zły film. Ale moim zdaniem lepiej go obejrzeć na DVD lub w telewizji, a do kina pójść na coś innego.

Dodaj komentarz